czwartek, 17 lutego 2011

Spotkanie


- Tam, tam! – zawołał mały Maks.
- Mój, mój! – wtórowała mu Zoya.
- Hau! Hau! – dołączył się psiak Tutu.
- Tak, tak dzieciaki! Jesteśmy na miejscu! – oznajmił tata.



           Zoya i Maks cieszyli się ogromnie, ponieważ właśnie przyjechali do nowego domu. Mieli zamieszkać na wsi, nieopodal lasu. Dom był już bardzo stary, z pięknym ogrodem i z wieloma zakamarkami, które tylko czekały na młodych odkrywców. Miesiąc temu bliźniaki skończyły dwa lata i w prezencie urodzinowym od rodziców dostali nowy, wymarzony pokój w wiejskim domku. Większość czasu spędzali w mieście, jedynie, co jakiś czas wyjeżdżali w odwiedziny do dziadków, którzy mieszkali nad jeziorem. Perspektywa zamieszkania na wsi była zatem bardzo kusząca i dzieci podskoczyły z radości, gdy się o tym dowiedziały.
Zoya i Maks uwielbiają spędzać wspólnie czas na zabawie, szczególnie, gdy towarzyszy im ich pies Tutu. Od samego rana rozmyślali, co zrobią po przyjeździe do nowego domu, w co najpierw się pobawią i gdzie pójdą na spacer.



- Wychodzimy. Raz, raz! – powiedziała mama, otwierając im drzwi od samochodu. Tutu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wyskoczył z auta jednym susem i pobiegł w stronę ogrodu.
- Hau! Hau! – szczeknął radośnie.
- Tutu czekaj na nas! – zawołały za nim dzieci.
- Niech obwącha wszystko. Tyle tu dla niego nowych zapachów. – odrzekł spokojnie tata.
- Hau! Hau! – zaszczekał głośniej pies.
- Coś chyba wywęszył. Tutu spokojnie! To pewnie tylko kot lub mysz. Nie ma potrzeby się tak denerwować! – zaśmiał się tata.
- Chodźcie zobaczyć swój pokój – zaproponowała mama – Ty też Tutu!
Pies szczeknął raz jeszcze w stronę krzewu, pod którym wypatrzył coś dziwnego. Było małe i czerwone oraz palcem zakrywało usta, dając Tutu do zrozumienia, aby przestał szczekać. Zaciekawiony podszedł bliżej, aby obwąchać nieznaną postać, lecz ta przestraszona, szybko uciekła. Będzie miał się na baczności, nigdy nie wiadomo, co to mogło być. Musi szczególnie uważać na swych małych przyjaciół, Zoyę i Maksa. To postanowiwszy, szczeknął i pobiegł w stronę drzwi wejściowych.



             Tymczasem rodzice zaprowadzili dzieci do wymarzonego pokoju. Bliźniaki zaniemówiły z wrażenia, gdy weszły do środka. Ich sypialnia znajdowała się w południowej części domu, dzięki czemu mieli mnóstwo słońca oraz piękny widok na stuletni ogród. Rodzice pomalowali ściany oraz meble w ulubione kolory rodzeństwa. Był tam kolor żółty, błękitny, a także zielony i różowy. Łóżka były zasłane ręcznie uszytymi pledami o soczystych barwach- był to urodzinowy prezent od cioci Krysi. Na środku pokoju stał stolik i dwa małe krzesełka. Dzieci od razu rozpoznały, że tata zrobił je specjalnie dla nich. Widziały jak pracował w warsztacie, ale powiedział im, że robi te meble dla pewnych szkrabów na specjalną okazję. Nie domyśliły się wtedy, że tata miał ich na myśli. Miały teraz mnóstwo miejsca do rysowania oraz przeglądania obrazków w książkach.
- Moje, moje! – krzyknęła radośnie Zoya, rzucając się na swoje łóżko.
- Autko, autko! – cieszył się Maks, widząc obrazki nad swoim łóżkiem.
- Hau, hau! – szczeknął Tutu, kładąc się w swojej ukochanej leżance.
- Obejrzyjcie wszystko i ładnie pobawcie się. My tymczasem z tatą przyniesiemy bagaże z samochodu – powiedziała mama. Rodzice wyszli z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dzieci zaczęły się rozglądać dokładniej po pokoju. Zajrzały do wszystkich szuflad. Otworzyły też wszystkie pudełka, aby sprawdzić, jakie jeszcze niespodzianki kryją się w ich sypialni.



- Spójrz! – zawołał zdziwiony Maks i wskazał palcem w stronę łóżek. W ścianie, tuż przy podłodze znajdowała się dziura. Byli pewni, że przed chwilą jeszcze jej tam nie było, ponieważ zajrzeli w każdy zakamarek pokoju. Maks pochylił się, aby sprawdzić, co może się w niej kryć. Zoya niepewnie poszła za nim. Chłopiec dostrzegł jakiś cień. W środku poruszyło się coś małego.
- Mys – uznał Maks.
- Myślą, że jesteśmy myszami – odezwał się tajemniczy głos.
- Zawsze tak myślą – odpowiedział mu drugi głos.


             Dzieci były bardzo zaskoczone. Przecież myszy nie mówią! Nagle z mysiej norki wyjrzała pomarańczowa postać. Zoya i Maks przestraszyli się, lecz po chwili byli już tylko ciekawi, któż to jest. Pochylili się jeszcze niżej, by spojrzeć dokładnie na wychodzącego z dziury pomarańczowego stworka. Za nim wyszedł drugi, fioletowy.
- Jestem Pompom – przedstawił się stworek koloru pomarańczowego – A to jest mój przyjaciel Fifi – rzekł, wskazując na fioletowego towarzysza. – Są jeszcze z nami Koko oraz Blumblum. - to mówiąc odwrócił się w stronę norki, z której wychodziły właśnie dwa stworki koloru czerwonego oraz niebieskiego.
- Ja być Maks – odparł po chwili chłopiec.
- A ja Zoya – odpowiedziała szybko dziewczynka.
- Bardzo nam miło. Jesteśmy Bakubaki i mieszkamy tu już od bardzo dawna. Jeżeli chcecie możemy się zaprzyjaźnić i wspólnie pobawić – zaproponował Fifi.
- Tak! – ucieszyły się dzieci - Ale w co?
- Zobaczycie… - uśmiechnął się tajemniczo ich nowy przyjaciel.